czwartek, 16 lipca 2009

Rejs

3 czerwca



Wyświetl większą mapę

Przeplynęlimy jakies 107 kilometrów...nie wiem ile to jest w milach morskich.

Dotarliśmy do Bodo koło 10.00 rano. W porcie okazało się że prom na Lofoty mamy dopiero o 15.00, bo do 06 czerwca wciąż trwa tu w żegludze zima i kursy są tylko dwa - o 15.00 i o 18.00.
Cóż było robić…Mama posprzątała kabinę – to objawy tej choroby, którą według Taty Mama powinna leczyć. Ja sobie pospałem, a potem Tatko upiekł nam pyszne rybki na obiad. Nie wiemy co to za ryby, ale były pyszne. Nawet ja jadłem oblizując się co chwilkę. A wszystko to w kolejce na prom.
W końcu przed 15.00 wjechaliśmy na pokład – udało nam się, bo nie każdy wjechał. Niektórzy musieli czekać na prom o 18.00 – po prostu dla wszystkich nie starczyło miejsca. Prom na Lofoty nie jest tak duży, by mógł pomieścić tak dużą liczbę chętnych. W sumie dobrze, że do Bodo dotarliśmy koło 10.00…bo wjechaliśmy na prom jako jedni z pierwszych.
Jeszcze w kolejce poznaliśmy fajną parę jadącą busikiem – Polkę Anię i jej męża z Niemiec – No name oraz gościa z Austrii zmierzającego na Nordkapp na rowerze – też No name.
Z pomocą Ani rozmowa jakoś nam się kleiła…bo Mama z Tatą po niemiecku to nihuhu…aż do czasu gdy dopadła nas choroba morska, tzn choroba dopadła Mamę. Dopadła prawie połowę pasażerów…masakra. Jedynym ratunkiem był sen – na bujanie najlepsze spanie. Na szczęście mną zajął się Tatko, bo Mama nie miała dla mnie ani zdrowia, ani psychiki, ani siły, ani chęci. Maskaryczna godzina wyjęta z życiorysu. Bidna Mama. Cały rejs przeleżała na kanapie. Jedyna próba zmiany Taty zakończyła się powrotem do pozycji horyzontalnej. Ze mną było wszystko dobrze, małe dzieci chyba nie mają głowy do takich szaleństw. Kiedy na horyzoncie pojawił się ląd Mama odzyskała władzę nad własnym ciałem. Jednak podczas tych morskich lotów utwierdziła się w przekoaniu że wielorybów nie zobaczy – nie ma kobitka zdrowia na rejsy po morzu. Głupio byłoby wydać masę kasy i wyrzygać ją za burtę…albo przespać rejs. Trudno. Taki był plan że popłyniemy wszyscy w trójkę obejrzeć orki i wieloryby, ale w takim wypadku popłynie chyba sam Tatko, a ja z Mamą zostaniemy na twardym gruncie. Zobaczymy…na razie dopływamy na Lofoty…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz