środa, 10 marca 2010

Lotnik

pewien lotnik ma swój urok...ale to będzie historia o kims kogo nikt by o loty nie podejrzewał...

dzis się Mamie przypomniało...bo Mama chorutka w domu siedzi i poza gapieniem się w sufit, rozmowami...o życiu, łazi z kąta w kąt po piciu, po mandarynkę i czasem spojrzy przez okno...i dzis za tym oknem...dojrzała Lotnika...a było to tak:

parę miesięcy temu bylismy z Mamą na hustawkach, tylko my we dwójkę, cisza i spokój...ja się hustałem, a Mama stała obok...i nagle baaaach....kątem oka Mama dostrzegła czarne cos lecące w dół...???????
zaraz mnie wzięła na ręce i pobieglismy pod blok zobaczyć co to było....albo kto to był ?????
podbieglismy pod klatkę i nic...cisza spokój...
popatrzylismy do góry i nic, nikogo, jakby nic się nie stało...
pomyslelismy, że może jaki głupek wyrzucił smieci...bo to cos było czarne...jak worek

już mielismy odejsc, gdy oboje usłyszelismy takie cichutkie kwilenie....Mama mnie postawiła na ziemi i kazała stać, czekać i się nie ruszać...prosby grzecznie spełniłem...a Mama wlazła w krzaki koło bloku....

i wiecie co znalazła?????

PSA....

znalezienie własciciela nie było łatwe...to jest w końcu 10-cio piętrowy blok...ale udało nam sie :)
piesek wyskoczył z 3 piętra...sam...

dzis ma się dobrze

w wiecie co jest najlepsze....że ma 13 lat :) w tym dziadku jest jeszcze sporo wigoru ;) i fantazji....

nie życzymy nikomu takiej fantazji...ale jesli takie marzenie miałoby w kims tkwić całe życie...to życzymy chociaz miękkiego lądowania :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz