czwartek, 3 września 2009

Koniec podróży

Przejechalismy okolo 6900 kilometrów, poza Polską odwiedzilismy jeszcze 6 innych krajów, zajęło nam to 18 dni, widzielismy 2 losie, 3 wieloryby i setki reniferów, spotkalimy Swiętego Mikolaja, nie spotkalismy cioci...ale nadrobimy :-)

...teraz tylko trzeba ubrać mysli w slowa i przelać na papier...a na razie wyjeżdżam!!!
Znikam...buziaki dla wszystkich którzy cierpliwie brnęli przez te moje opowiesci.

Mikołaj

Końcóweczka


Wyświetl większą mapę

Jakies 1261 km....

No i jestemy prawie w domu...

Wczoraj rodzice po raz pierwszy musieli odłożyć książki z powodu zapadającego zmroku. Nie było jeszcze super ciemno, ale czytać się już nie dało. Żegnamy, więc Białe Noce…może w końcu zacznę chodzić spać normalnie, czyli bez godzinnych śpiewów o 21.00, bo podobno rodziców to dobija….

Mama porozmawiała sobie dziś z babcią Danusią. Dziś uciekają z Rydzewa. Wysłała jej sms-a, żeby na nas poczekali – może uda się ją przekonać.…Chociaż Babcia Danusia uparta jak osioł jest, w przecież to byk.

Przerwa na gołąbki z ryżem. Tatko gotuje, a ja z Mamą poznaliśmy dwóch motocyklistów z Warszawy. Zrobili sobie wypad do Tallina.

Strasznie pada.

Przed chwilą minęli nas nasi motocykliści, pomachali nam. Jechać na motocyklu w taką ulewę – masakra. Jazda w taką pogodę musi być straszna.
Tatko prowadzi, ja stękam a Mama gapi się na uciekające po szybie krople deszczu…do góry…

Śpimy w Koziej Dupie – to taka miejscowość na Łotwie, hihihi. Dosłownie, niegdzie nie mogliśmy znaleźć miejsca, żeby zaparkować na noc, więc jak tylko zobaczyliśmy słowo camping – wjechaliśmy. Dziadek chciał 10 łatów, ale nie mieliśmy tutejszej waluty, więc przeliczył nas na 250 koron estońskich, co daje jakieś 66,66zł za wodę z jakiejś rury i „red bulding” - dziura zamiast kibelka. No koszmar totalny, dodatkowo nie mamy chleba, a do jakiegoś miasteczka czy w ogóle sklepu ho ho ho i trochę. Na kolację zjadłem z Mamą łazanki z sosem rosyjskim a tatko rybkę.

Jutro śniadania nie przewiduje się.

Jeśli 1 łat to 6 zł, to ok., ale 6 zł????
Naciągnął nas chyba dziadek ostro, ale w życiu jest tak, że to, co się daje wraca do ciebie i przychodzi taki dzień, że kosa trafia na kamień.

Dziś dla odmiany to rodzice wykąpali się w naszej łazience, a ja nie, bo zimno strasznie i pada, więc strach ze się przeziębię.

Nie mamy podczas drogi jakiś super widoczków. Lasy i pojedyncze chatynki. Skończyły się nasze ukochane czerwone domy z białymi okiennicami i ciemnymi dachami. Tu po drodze same rozwalające się domki.

Wiola przysłała nam sms-a, że czekają na nas w Rydzewie. Czyżby Danusia dała się przekonać?

Jutro wjedziemy już do Polski. Dziś jeszcze byliśmy w Finlandii, a teraz jesteśmy na Łotwie. 3 kraj dzisiaj.

Pogoda nas nie oszczędza. Jesteśmy troszkę przed Rygą, a jutro prosto na dół, na mazury, do Rydzewa.

Niedziela…chyba?…
Dalej w deszczu. Wyruszyliśmy wczesnym rankiem, żeby jak najwcześniej dotrzeć do Rydzewa.
Zrobiliśmy sobie tylko herbatkę, bo wciąż nie mamy chleba i w drogę.

Długo nic nie udało nam się kupić, bo mamy tylko estońskie korony i euro. A ich to nie interesuje. Karta płatnicza nie działa…

Dopiero na Litwie udało nam się zamienić koronki troszkę euro na lity. Zatankowaliśmy do pełna, Mama kupiła rogale i herbatniki i dalej w drogę. Tatko narzeka, że za mało rogali…wszystkiego za mało, za mało urlopu, za mało czasu…a wracać trzeba, …więc wracamy…

Taki kawał drogi przejechaliśmy, tyle drogi i świata, ale koniec końców trzeba do domu wrócić.

Jeszcze tylko noc w Rydzewie, a potem już prosto do Sosnowca. Rano pojedziemy oddać autko, a potem wszystko wróci na swoje miejsce, rodzice do pracy, a ja do babci…

P.S.
Właśnie przed chwilką Mama sprawdziła 1 łat to 6 zł – no niestety tyle kosztuje… Masakra

wtorek, 1 września 2009

Żegnamy Skandynawię


Wyświetl większą mapę
Mniej więcej 1000 kilometrów.

12 czerwca. Wracamy po malutku, bo 17 trzeba iść do roboty, a 16 do 14.00 oddać autko. Dziś dzień wśród lasów.
Finlandia – same lasy i jeziora, których i tak czasami nie widać, bo nie ma ich przy głównych drogach, tylko przy bocznych. Dlatego dziś wybraliśmy troszkę bocznych żeby było ładniej i żeby znaleźć fajny nocleg.
No i stoimy nad jeziorkiem. Tatko sobie połowił, miał dwie sytuacje do bramki, ale rybki się wypięły. Na polu jesteśmy sami, poza nami jest jeszcze taki mały budynek – kibelek, Mama tam chodzi, ale się boi…za dużo głupich filmów, za bogata wyobraźnia.
Jutro zamierzamy dostać się z Helsinek do Estonii. Zobaczymy jak nam to pójdzie.
Siedzimy sobie na polu, cisza i spokój wokoło, śpię już od godziny, ptaszki śpiewają.
Jak to jest, że jak człowiek musi wstać wcześnie rano to najcudowniej mu się śpi, a Malucha nic nie budzi? Jutro pewnie będzie podobnie, trzeba będzie rano wcześnie wstać, a wszyscy, na czele ze mną będą spali jak zabici.
Byliśmy dziś na necie, na allegro, poszukać klapy…no i znaleźliśmy – używana 800 złotków. No jakaś masakra…Mama wyczytała w umowie wynajmu kampera – no, bo umowy to się czyta jak się coś stanie, że w takim przypadku właściciel może domagać się zwrotu podwójnej kwoty, jaką trzeba by zapłacić za nowy, a nowy topbox – 1600…strach wracać do domu…

Sobota.
Wstaliśmy o 6.00.
W dzień wyjazdu z Polski też wstaliśmy wcześnie rano i ja tez tak ładnie spałem, no, ale co robić – obudzili mnie i ruszyliśmy w drogę na prom, bo o 10.30 odpływamy. Aż szkoda…

Wczoraj dostaliśmy sms-a od Cioci Zosi, że na nas czeka, jejku, ale się Mamie przykro zrobiło, że jej nie odwiedziliśmy, ale Tatko ma rację – nie mieliśmy czasu, wiem ze to banały, ale taka prawda. Musieliśmy dzwonić do Olkusza i przesuwać datę oddania auta, bo brakło nam czasu…Niby łatwo się mówi, z Lofotów do Harstad faktycznie nie jest daleko, …ale na mapie. Trudno, będzie pretekst żeby znowu wrócić…

Rodzice wczoraj zgodnie stwierdzili, że dziecko w takiej podróży uczy się dyscypliny. Owszem złoszczę się, kozaczę i pluję jadem, ale nigdy wcześniej nie umiałem tak zając się sobą. Więc cytując Mamy koleżankę – Anię – taki mój psi los i sorry. Rano wsadzają mnie go do fotelika i jedziemy. Czasem coś gadam, czasem się rozglądam, czasem pobuczę, ale chyba to lubię, bo pcham się na przód, a na postojach nie chcę latać po trawie, tylko majstruję przy stacyjce.

Pada…Czy zawsze jak będziemy opuszczać Skandynawię pogoda będzie się chrzanić? Dwa lata temu tak właśnie zegnała rodziców Szwecja – teraz Finlandia. W sumie lepiej tak, niż gdyby cały czas miało padać, a słonko pojawiałoby się tylko na koniec. Suniemy, więc w ulewie do Helsinek.

Estonia
Jesteśmy w Tallinie. Dobrze, że jest sobota, bo mijamy centrum szybciutko. Pewnie w tygodniu byłoby gorzej.
Przeżyliśmy lekkie zdziwienie na promie. Wjechaliśmy na teren przewoźnika o 9.00, Kupiliśmy bileciki, jako ostatni w kolejce, Mama troszkę się dziwiła, że już jesteśmy ostatni, ale sobie, wymyśliła, że to taka przerwa w pasażerach. Powolutku zbieraliśmy się na pokład. Przed nami była wizja godzinnego czekania na odpłynięcie i 2-godzinny rejs, nie mieliśmy, więc powodu spieszyć się za bardzo. Wtarabaniliśmy się jakoś w trójeczkę na górę, pod okno i patrzymy. Aż tu nagle wszyscy zaczęli się zawijać, odsunięto trapy i o 9.30 Punktualnie!!! Odpłynęliśmy. Godzinę wcześniej!!!!
Nagle rodzice zdali sobie ze wszystkiego sprawę.
Przypomnieli sobie, że już na Litwie przesuwa się czas o godzinę do przodu, więc tu też. Mieliśmy 10.30!!!!! Czyli dosłownie w ostatnim momencie udało nam się załapać na prom. Chwilę potem i musielibyśmy czekać do 14.00. Mieliśmy dużo szczęścia. Dobrze, że nie zdecydowaliśmy się na rejs o 8.30, bo nawet wstając bardzo wcześnie nie mielibyśmy szans na niego zdążyć.

Na promie ślicznie się ululałem i spał sobie smacznie na kolanach u rodziców. Ogólnie patrząc taki maluch jak ja, ma bardzo małe wymagania, – kto dorosły usnąłby na czterech kolanach?

Żegnamy Skandynawię.