czwartek, 3 września 2009

Końcóweczka


Wyświetl większą mapę

Jakies 1261 km....

No i jestemy prawie w domu...

Wczoraj rodzice po raz pierwszy musieli odłożyć książki z powodu zapadającego zmroku. Nie było jeszcze super ciemno, ale czytać się już nie dało. Żegnamy, więc Białe Noce…może w końcu zacznę chodzić spać normalnie, czyli bez godzinnych śpiewów o 21.00, bo podobno rodziców to dobija….

Mama porozmawiała sobie dziś z babcią Danusią. Dziś uciekają z Rydzewa. Wysłała jej sms-a, żeby na nas poczekali – może uda się ją przekonać.…Chociaż Babcia Danusia uparta jak osioł jest, w przecież to byk.

Przerwa na gołąbki z ryżem. Tatko gotuje, a ja z Mamą poznaliśmy dwóch motocyklistów z Warszawy. Zrobili sobie wypad do Tallina.

Strasznie pada.

Przed chwilą minęli nas nasi motocykliści, pomachali nam. Jechać na motocyklu w taką ulewę – masakra. Jazda w taką pogodę musi być straszna.
Tatko prowadzi, ja stękam a Mama gapi się na uciekające po szybie krople deszczu…do góry…

Śpimy w Koziej Dupie – to taka miejscowość na Łotwie, hihihi. Dosłownie, niegdzie nie mogliśmy znaleźć miejsca, żeby zaparkować na noc, więc jak tylko zobaczyliśmy słowo camping – wjechaliśmy. Dziadek chciał 10 łatów, ale nie mieliśmy tutejszej waluty, więc przeliczył nas na 250 koron estońskich, co daje jakieś 66,66zł za wodę z jakiejś rury i „red bulding” - dziura zamiast kibelka. No koszmar totalny, dodatkowo nie mamy chleba, a do jakiegoś miasteczka czy w ogóle sklepu ho ho ho i trochę. Na kolację zjadłem z Mamą łazanki z sosem rosyjskim a tatko rybkę.

Jutro śniadania nie przewiduje się.

Jeśli 1 łat to 6 zł, to ok., ale 6 zł????
Naciągnął nas chyba dziadek ostro, ale w życiu jest tak, że to, co się daje wraca do ciebie i przychodzi taki dzień, że kosa trafia na kamień.

Dziś dla odmiany to rodzice wykąpali się w naszej łazience, a ja nie, bo zimno strasznie i pada, więc strach ze się przeziębię.

Nie mamy podczas drogi jakiś super widoczków. Lasy i pojedyncze chatynki. Skończyły się nasze ukochane czerwone domy z białymi okiennicami i ciemnymi dachami. Tu po drodze same rozwalające się domki.

Wiola przysłała nam sms-a, że czekają na nas w Rydzewie. Czyżby Danusia dała się przekonać?

Jutro wjedziemy już do Polski. Dziś jeszcze byliśmy w Finlandii, a teraz jesteśmy na Łotwie. 3 kraj dzisiaj.

Pogoda nas nie oszczędza. Jesteśmy troszkę przed Rygą, a jutro prosto na dół, na mazury, do Rydzewa.

Niedziela…chyba?…
Dalej w deszczu. Wyruszyliśmy wczesnym rankiem, żeby jak najwcześniej dotrzeć do Rydzewa.
Zrobiliśmy sobie tylko herbatkę, bo wciąż nie mamy chleba i w drogę.

Długo nic nie udało nam się kupić, bo mamy tylko estońskie korony i euro. A ich to nie interesuje. Karta płatnicza nie działa…

Dopiero na Litwie udało nam się zamienić koronki troszkę euro na lity. Zatankowaliśmy do pełna, Mama kupiła rogale i herbatniki i dalej w drogę. Tatko narzeka, że za mało rogali…wszystkiego za mało, za mało urlopu, za mało czasu…a wracać trzeba, …więc wracamy…

Taki kawał drogi przejechaliśmy, tyle drogi i świata, ale koniec końców trzeba do domu wrócić.

Jeszcze tylko noc w Rydzewie, a potem już prosto do Sosnowca. Rano pojedziemy oddać autko, a potem wszystko wróci na swoje miejsce, rodzice do pracy, a ja do babci…

P.S.
Właśnie przed chwilką Mama sprawdziła 1 łat to 6 zł – no niestety tyle kosztuje… Masakra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz