pewien lotnik ma swój urok...ale to będzie historia o kims kogo nikt by o loty nie podejrzewał...
dzis się Mamie przypomniało...bo Mama chorutka w domu siedzi i poza gapieniem się w sufit, rozmowami...o życiu, łazi z kąta w kąt po piciu, po mandarynkę i czasem spojrzy przez okno...i dzis za tym oknem...dojrzała Lotnika...a było to tak:
parę miesięcy temu bylismy z Mamą na hustawkach, tylko my we dwójkę, cisza i spokój...ja się hustałem, a Mama stała obok...i nagle baaaach....kątem oka Mama dostrzegła czarne cos lecące w dół...???????
zaraz mnie wzięła na ręce i pobieglismy pod blok zobaczyć co to było....albo kto to był ?????
podbieglismy pod klatkę i nic...cisza spokój...
popatrzylismy do góry i nic, nikogo, jakby nic się nie stało...
pomyslelismy, że może jaki głupek wyrzucił smieci...bo to cos było czarne...jak worek
już mielismy odejsc, gdy oboje usłyszelismy takie cichutkie kwilenie....Mama mnie postawiła na ziemi i kazała stać, czekać i się nie ruszać...prosby grzecznie spełniłem...a Mama wlazła w krzaki koło bloku....
i wiecie co znalazła?????
PSA....
znalezienie własciciela nie było łatwe...to jest w końcu 10-cio piętrowy blok...ale udało nam sie :)
piesek wyskoczył z 3 piętra...sam...
dzis ma się dobrze
w wiecie co jest najlepsze....że ma 13 lat :) w tym dziadku jest jeszcze sporo wigoru ;) i fantazji....
nie życzymy nikomu takiej fantazji...ale jesli takie marzenie miałoby w kims tkwić całe życie...to życzymy chociaz miękkiego lądowania :)
środa, 10 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz