Już drugi raz wybrałem się z Mamą na sprzątanie Tatr.
Tym razem wybraliśmy się na Czerwone Wierchy, przez Kalatówki, Kopę Kondracką, a potem przez Małołączniak w dół, łańcuchami!!!
Przeszliśmy ponad 15 km, dłuuugo w górę a potem ostro w dół. Na łańcuchach Mama bała się za nas dwoje, ja się nie bałem, bo ja nie mam wyobraźni ;) byłem dzielny i dałem radę, marudziłem tylko ciut, pod koniec, ale droga była straaasznie długa. Więc wybaczone ;)
Za rok pewnie zjawię się ponownie. Z roku na rok śmieci jest coraz mniej, więc za rok powinienem nieść pusty worek, bo już teraz znaleźliśmy tylko kilka śmieciuchów. Albo wybraliśmy złą drogę, albo ludzie się uczą?
Tak czy siak wybiorę się z pewnością, bo uwielbiam namiotowe klimaty, siedzenie na dworze do późna i wieczorne koncerty. Lubię nasze niedzielne śniadania, nie powiem gdzie ;) lubię lody kawowe, orzeszki na stacji i całe to nasze wędrowanie po górach :)