czwartek, 31 lipca 2014

Koniec

"Przedszkolaki wiosną bardzo szybko rosną.
Potem znów, jak wiecie, podrastają w lecie.
A pod jesień już za małe są buciki i sandały.
Krzesełko w przedszkolu robi się za niskie -
to znak, że czas do szkoły wyruszyć z tornistrem"

Pojęcia nie mam co to oznacza
Idę do szkoły, tyle wiem, ale nie wiem czym się to je...
Ostatni sierpień beztroski...
Dziś coś się skończyło...
:)

wtorek, 29 lipca 2014

Skalne miasta

Troszkę mnie nie było, a zdążyło się sporo wydarzyć.
Pierwsze i najważniejsze - straciłem zęba, a to nie był jego czas, ale tak to jest, jak się ma za bogatą wyobraźnię.
Przez chwilkę byłem jak Rafał Majka...przez chwilę ;) potem musiałem równie szybko na całodobowy dyżur dentystyczny ;)
No ale cóż...prawdziwi faceci muszą mieć rany, blizny i różne takie, a jakoś na to trzeba zapracować :)
Tak więc sam siebie pozbawiłem górnej jedynki, ale nie nauczyło mnie to niczego... :D
Dalej jestem waleczny-niebezpieczny ;)

Spuchnięty, podrapany i obolały pojechałem do miejscowości w Czechach - Teplice nad Metují. Żeby zwiedzić skały Adrszpasko-Teplickie.
Cudne klimaty na całodniowe wędrówki, czadowe ogromne kamienie, prześliczne lasy, konie, psy i zakochani zaklęci w skały. A potem frytki, cofola, malinovka, przeprawy bez butów przez rzekę, wieczorne pieczenie kiełbaski przy ognisku, kąpiel w jeziorze.
Marzenie :)

niedziela, 6 lipca 2014

Czyste Tatry

Tym razem wybrałem się z Mamą w Tatry. Rok temu byłem tam z nią i z Dziadkiem. W tamtym roku zdobyłem Kasprowy (kolejką), Morskie oko (troszkę na mamy nogach) i Dolinę Kościeliską. Tym razem pomaszerowałem Doliną Roztoki do Doliny Pięciu Stawów Polskich, i tam, po obiadku w schronisku, zdecydowałem, że idę dalej, nie wracam z powrotem w dół, tylko idę wyżej. I poszedłem :) Przez Świstówkę Roztocką do Morskiego Oka. Po drodze się z Mamą ociupinkę poprztykałem. Bo każde z nas miało inną koncepcję na przejście Żlebu Żandarmerii. Koniec końców musiałem iść tak jak Mama kazała :/
Przeszliśmy razem 20 km.
I każdusieńki kilometr, każdusieńki metr przeszedłem na swoich dwóch dzielnych nogach :)
I co najlepsze - przeszedłem zbierając po drodze wszystkie napotkane śmieci.
Bo właśnie po to pojechałem w góry - posprzątać Tatry :) dla www.czystetatry.pl

Dostałem rękawiczki, worek, piciu i jedzenie zabrała Mama. Przez osiem godzin nazbieraliśmy wielki worek śmieci. Nie przepuściłem żadnemu... a było ich niestety całe mnóstwo :/

A potem wróciłem na pole namiotowe, bo na polu spaliśmy, wykąpałem się...prawie ;) w lodowatej wodzie, zjadłem kolację i usnąłem jak mały kot :)